Na stronie przeczytasz
ToggleSzczebrzeszyn - magiczny pełen kolorów i ciekawych miejsc ukazujących ślady przeszłości
Opuszczając Zwierzyniec, wychodząc poza jego miejskie ramy i udając się w stronę pobliskich wiosek – Wywłoczka, Turzyniec, Topólcza, Kawęczyn napotkamy na ślady przeszłości. Nieodłącznym elementem roztoczańskiego pejzażu są bowiem stare chałupy. Wtopione w krajobraz współistnieją obok nowoczesnej architektury. Na niektóre z nich los spojrzał łaskawym okiem. Zostały odnowione i dano im szansę na drugie życie. Ale są również i takie, gdzie szczęśliwy los nie zajrzał pod ich strzechy, ominął je szerokim łukiem. Chałupy popadające w ruinę i zapomnienie, z których uciekło życie. Przesączyło się przez pęknięte szyby, uchylone drzwi, dziury w dachu. Czas nie zna dla nich litości. Z wolna odchodzą w zapomnienie. I czasami potrzeba uważnego spojrzenia, aby pośród plątaniny gałęzi, gęstwiny chwastów wyłuskać resztki drewnianej konstrukcji. Przyroda bez sentymentów zagarnia je w swoje posiadanie. Patrząc na te smętnie rozpadające się elementy konstrukcji, aż trudno uwierzyć, że kiedyś tętniło tu życie.
Dając unieść się nurtowi rzeki Wieprz – najdłuższej i największej roztoczańskiej rzeki, dopływamy do oddalonego od Zwierzyńca o 8 km. Szczebrzeszyna. Ale zanim tam dopłyniemy, a możemy to zrobić kajakiem, ponieważ na tym terenie znajdują się ośrodki organizujące spływy kajakowe zatrzymajmy się na moment, a może na dłuższą chwilę nad samą rzeką Wieprz. Nie jest to rzeka uregulowana, meandruje zakolami, wytyczając sobie swój własny nurt.
Niby nic
Rzec by można banalny widok, płynąca rzeka. Na pierwszy rzut oka nic się tutaj nie dzieje. Czasami do wody wpadnie liść z drzewa, które zadomowiło się nad jej brzegiem, przeleci ptak lub ważka. I w tym pozornym„nic nie dzianiu”się tkwi cały urok. Stan harmonii tak oczywisty dla natury, dla człowieka staje się coraz bardziej przez pośpiech stanem trudnym do osiągnięcia. Siądźmy przy jej brzegu, i zanim pójdziemy dalej, posłuchajmy jej melodii, aby wyciszyć swój organizm i przywrócić utracony w sobie balans.
Tam gdzie wiatr muzykę świerszcza niesie
I tak rzeką Wieprz dopływamy do Szczebrzeszyna. Długo zastanawiałam się jak opisać to miasteczko usytuowane we wschodniej części Roztocza. Na jego niepowtarzalność i wyjątkowość składały się trzy współistniejące kultury – polska, żydowska, rusińska. Kultury te zostawiły po sobie ślad w postaci : najstarszej po polskiej części Roztocza, murowanej unickiej cerkwi pw. św. Dymitra, której początki na podstawie badań archeologicznych datuje się na XIII wiek, kościół św. Mikołaja z 1620r, kościół św. Katarzyny z lat 1620 – 1638, synagogę z początku XVII w. To są trwałe dowody istnienia, które znajdują się w rynku. Ale spacerując uliczkami i patrząc uważnie zauważymy również te drobne, nadgryzione przez ząb czasu w postaci budynków, miejskiego bruku, nieczytelnych już napisów na elewacjach budynków. Aby poczuć atmosferę tego miasta nie wystarczy zwiedzić go w przelocie. Należy zanurzyć się w otaczającą go przyrodę, zabłądzić w boczne uliczki oplatające miasteczko, pozwolić sobie, aby do naszych butów w wąwozie przykleił się less, wejść na wieżę widokową, która znajduje się obok ruin baszty zamkowej na zamkowym wzgórzu skąd możemy podziwiać rozległą panoramę pól i połaci lasów, stary młyn nad rzeką. Udając się poza obręb miasta dotrzemy do ścieżki historyczno – przyrodniczej, która zaprowadzi nas do wąwozów lessowych i na cmentarz żydowski.
Ślady (nie) istnienia
Idąc krętą ścieżką dochodzimy do cmentarza żydowskiego. Za jego bramą otwiera się przestrzeń, w której czas zagubiony w splątanych gałęziach dokonuje transformacji i nieubłaganie zaciera ślady. Pomniki będące siedliskiem mchów i porostów są kruszejącym coraz bardziej dowodem istnienia. Na tle drzew i wijącego się bluszczu litery hebrajskie i symboliczne obrazy mówią o ludziach, którzy tu byli.
W krętym labiryncie
Szczebrzeszyn to nie tylko stolica języka polskiego, gdzie corocznie odbywa się festiwal języka polskiego, ale również wąwozy lessowe z najbardziej znanym na tym terenie Piekiełkiem, w którym zadomowiły się połacie skrzypu. Latem są prawdziwym labiryntem niezliczonych odnóży i ścieżek ukrytych w bujnym gąszczu roślinności, która nie przekształcona ręka człowieka ustanawia swoje prawa do bytowania. Jesienią, gdy drzewa pozostają bez liści ukazują cały swój majestat form i kształtów. Ich lessowe ściany z licznymi otworami, chropowatą powierzchnią są niczym abstrakcyjny obraz, a splątane ze sobą, powykrzywiane korzenie, pomiędzy którymi plączą się pajęcze nici przydają temu miejscu atmosfery tajemniczości.
.
Tajemnicze zakątki
Wychodząc poza miejskie ramy dotrzemy na Błonie, a dalej do Kawęczynka skąd już całkiem niedaleko do lasu Centar oraz Topólczy, w której mieści się kościół. Pierwotnie była to cerkiew prawosławna. Po synodzie brzeskim w 1596 r. cerkiew prawosławna w Topólczy stała się świątynią unicką (greckokatolicką) pw. Narodzenia Matki Bożej. W 1919 r. Biskup lubelski erygował w Topólczy parafię rzymskokatolicką. Po obejrzeniu Kościoła możemy udać się na drugą stronę parkingu , gdzie za przystankiem autobusowym , znajduje się wejście do wąwozu lessowego. Wąwóz został wybrukowany i przemieszczają się nim miejscowi na sąsiadujące z nim pola uprawne oraz pobliski cmentarz.
Miejsca, które trzeba zobaczyć i je poczuć
Pisząc o Szczebrzeszynie towarzyszyło mi odczucie, że jakiś jego aspekt wymyka się opisowi ,przesącza się przez palce jak woda. Jest to coś, co trudno ująć w słowa i pozostawia białą kartkę papieru. Może to jednostkowe losy, osobiste historie ludzi którzy mieszkali w tym miasteczku. Przemierzali codziennie uliczki pozostawiając ślad swoich stóp na kamiennym bruku, ich codzienna krzątanina. A może puste kamienice z oknami zabitymi deskami, które mówią swoim językiem opowiadając historię ich mieszkańców. Językiem, którego ludzie ucho nie usłyszy, bo nie ma w nim słów. Spacerując starymi uliczkami i patrząc na nietrwałość materii – odpadający tynk z elewacji budynków , zmurszałe drewniane stropy wyobrażałam sobie świat, który odszedł i żyje już tylko w pamięci najstarszych mieszkańców tego miasteczka. Zostawiłam za sobą nostalgiczny nastrój i udałam się na okoliczne pola , gdzie przyroda , jak gdyby nigdy nic co roku odradza się z zimowego uśpienia.
Po horyzont
Ciągnące się, aż po horyzont, wijące niczym wstęga połacie pól są jak ogromna scena ze zmieniającymi się, barwnymi dekoracjami. Ich kolor i kształt zależy od pory roku. To ona jest tutaj głównym scenografem. Jesienią, gdy przyroda przygotowuje się do odpoczynku, gdy usychają bujne trawy i przekwitną ostatnie rośliny puste pola wyznaczają linię horyzontu. Pejzaż staje się surowy i minimalistyczny w jednolitej tonacji zgaszonych, ziemistych barw. Zima, to dla przyrody czas głębokiego odpoczynku. Ale, gdy tylko wiosenne słońce mocniej przyświeci ze zbitych, zmarzniętych gród ziemi zaczynają przebijać się do życia pierwsze rośliny, które wiosną zaleją pola żółtym kolorem. To rzepak. Niebawem pojawią się inni towarzysze; falujące na wietrze, niczym wielkie uszy słonia liście tytoniu, wijące się wokół tyk pędy fasoli i zboża. Wędrując pośród pól w słoneczny dzień możemy usłyszeć jak dojrzałe kłosy zbóż pękają. To znak zbliżających się sianokosów. Niedługo śpiew ptaków zagłuszą pracujące kombajny, a wtórować im będą traktory z przyczepami wypełnionymi po brzegi dojrzałym ziarnem. Pokonując polną drogę pełną nierówności i przyklejający się do kół gliniasty less zawiozą ziarno do pobliskiego młyna.
Zabytkowy młyn znajduje się przy ul. Klukowskiego naprzeciw pomnika chrząszcza. Został on zbudowany na pocz. XX w. z woli Ordynata hrabiego Maurycego Zamoyskiego; ojca ostatniego Ordynata Jana Zamoyskiego. Po I wojnie światowej od Ordynacji młyn zakupili Jan Pereta i Eligiusz Drożdżyk – mieszkańcy Szczebrzeszyna. Młyn w okresie międzywojennym pod względem przemiału zboża był największym w województwie lubelskim i jednym z większych w Polsce. Z upływem lat młyn i śluza uległy zniszczeniu i w 1978 r. młyn przestał działać. Odrestaurowany młyn wznowił pracę w 1985 r. Pierwotna elewacja młyna przetrwała nienaruszona do dziś.
Ciekawosta z okolicy
Zanim pożegnałam się z tą częścią Roztocza udałam się jeszcze do oddalonej od Szczebrzeszyna o ok. 19 km. Radecznicy. Tam na wzgórzu zwanym Łysą Górą wznosi się barokowy kościół i klasztor oo. Brenardynów. Zaś u stóp wzgórza leży źródło wody, obok którego stoi drewniana kaplica pw. Św. Antoniego.